Siedem tygodni w Dżungli bez prądu.

Nauczyłam się widzieć w nocy.

Kilka pierwszych dni zapalałam świeczkę, ale tylko na chwilę, bo przyciągała nie tylko komary, ale także mnóstwo innych stworzeń i nie wszystkie z nich chciałam zobaczyć. Lepiej spać spokojnie, czyli bez świadomości o ich istnieniu. Bo tylko w dzień wydaje mi się, że mieszkam z trzema jaszczurkami, które beztrosko bawią się po podłodze i po ścianach. No i z dziennymi owadami. W poprzednim pokoju były jeszcze nietoperze. Każdorazowe zapalenie światła na dłużej odkrywa mroczne tajemnice nocy, czyli życie jej towarzyszy, bo Dżungla żyje nocą.

Nocą jest tak głośno, że dziś, po tych siedmiu tygodniach myślę sobie, że jakbym wiedziała o której jutro otwierają kościół, bo jest niedziela, to poszłabym posiedzieć sobie trochę w ciszy. Wszystko tu mam, poza ciszą.

Dżungla się nie zamyka, tu nie jest cicho nawet przez sekundę, nie ważne jaka to pora dnia czy nocy. I nie chodzi o to, że nie lubię słuchać Natury, bo uwielbiam, po prostu zapomniałam jak brzmi Cisza. Inaczej bym ją teraz doceniła…

Tak samo, jak dzień. Nie chcę narzekać, że jest za krótki, ale w obecnej sytuacji od osiemnastej do szóstej rano mam ograniczony wybór aktywności. Medytacja godzinę lub dłużej. Wsłuchiwanie się w odgłosy nokturnów godzinę lub pięć godzin… No i spanie. Wysypiam się tu za wszystkie czasy.

A co do nokturnów, to marzy mi się noktowizor, żeby je popodglądać. Jakie to wspaniałe, że pomimo wielu lat badań jest jeszcze tyle nieodkrytych gatunków! Szczególnie tutaj, bo może już nie dziewiczy, ale to wciąż prawdziwie dziki zakątek Świata. Nawet lokasi nie mają pojęcia co ich tu otacza, bo to są dzikie zwierzęta, nie pchają się do ludzi, ani do ludzkiego pożywienia. Zjadają się nawzajem, co mogę słyszeć co noc, bo chrupanie kości towarzyszy mi za oknem niemal każdego wieczora. Jest tak donośne, że obstawiałbym te czterometrowe kajmany, ale czasami słychać też takie ciche, Rodolfo mówił, że to nocne zwierzęta rozgryzają motacus, małe owoce, z twardą jak kokos skorupą, smakujące jak mango, z wielką pestką, w konsystencji przypominające awokado, pyszne. Trudno się do nich dostać i niewiele radości z jednego, może łyżka miąższu, ale naprawdę warto. I nie brakuje ich tutaj, wystarczy dla wszystkich gatunków…. Ale! Obok mnie nie ma palm z motacus! A nie wierzę, że jakiekolwiek zwierze zbiera je kilkadziesiąt metrów dalej i przychodzi z nimi za moją cabañę z postanowieniem: „jest taka piękna noc, że zjem sobie nad jeziorem”. Nie! To nie są dźwięki rozgryzanej skorupy motacu! Nie znam też gatunków, które chrupią sobie gałęzie. To musi być chrupanie kości!

Od początku pobytu tutaj jestem pod wrażeniem, jak wiele gatunków ptaków jest tu aktywna w nocy. Nie tylko gdakają, śpiewają i ćwierkają, ale też często latają. Może zmieniając miejscówki w obawie przez tygrysami, jaguarami i innymi panterami? No i zapomniałam o wężach. Tak, teraz rozumiem, ptaki mają mnóstwo powodów do nieprzespanych nocy.

Ja tylko czasami chadzam nocami. Dostarcza mi to tyle adrenaliny, że potem ciężko mi zasnąć. Na początku się testowałam, chciałam nauczyć się chodzić ze spokojem, cichutko, bez kołatania serca. Szybko zrozumiałam, że nie da się kontrolować instynktu – w nocy nie widzimy (tak dobrze, jak za dnia) i inne zmysły się wyostrzają, a każdy odgłos, którego nie znamy wysyła nam do mózgu sygnał: fight or flight, czyli: walcz albo uciekaj.

Tak było od zawsze, tylko, że teraz w swoich domach nie musimy walczyć o przetrwanie, zamiast tego walczymy w swoich głowach, ze strachem, z samotnością, ze stresem. Instynkt pozostał. Teraz mi się tylko wyostrzył, bo otoczenie się zmieniło. I choć dopiero dwa razy widziałam węża, to wiem od mieszkańców najbliższej wioski o spotkaniach z kilkumetrowymi pytonami i z anakondą. No i z resztą wcześniej wymienionych dzikich kotków, czy ze starym logo Lacoste1.

Lubię słuchać historii o zwierzętach, ale to przez te opowiastki nauczyłam się chodzić głośno, szurając stopami po ścieżce, żeby jednak ich nie spotkać w nocy. Nie wszystkich unikam, niektóre chciałabym spotkać. Centaury na przykład…

Nie chcę chodzić z maczetą, jak wszyscy tutaj. Chcę chodzić z pogodnym, otwartym Sercem. Coraz częściej motyle siadają mi na ręku, coraz różniejsze, jest ich tu nieskończony katalog. A jakie mają domki, całe miasta! Coś pięknego!

Nie chcę chodzić z maczetą, bo każdy napotkany koliber przyprawia mnie o klaśnięcie w dłonie z radości, jakie są piękne!

Nie chcę chodzić z maczetą, bo chcę dotykać drzew i wszystkiego, co mnie otacza. Jak muszę gdzieś iść w nocy, to biorę czasami grabie, które stoją obok mojego domku, bo często zamiatam ścieżkę dla naszego bezpieczeństwa (nie da się uniknąć chodzenia w nocy, ale można uniknąć węży schowanych pod liśćmi na ścieżce).

Pięć domków w sercu Rezerwatu w centrum Amazońskiej Dżungli.

Pierwszy okupuje Megan, psycholożka z Australii, która przyjechała tu na cały rok.

Drugi Guara, która porzuciła pracę w szpitalu i skoncentrowała się na naturalnej medycynie, jej dziadkowie też byli szamanami. Jest tu ze swoim trzyletnim synem, bo jak to mówi, oni „tu nie mają nianiek, oni pracują z dziećmi”.

Czwarty jest pusty, a w piątym mieszka Franz, szaman z Peru z dwudziestoletnim doświadczeniem.

Dwóch szamanów, dwóch mistrzów ceremonii z dwóch różnych krajów i kultur. Guara jest dzieckiem Gór, Franz jest z Dżunglii. A ja jestem najszczęśliwszą kolekcjonerką doświadczeń z Ayahuaską podczas prywatnej Ceremonii w moje urodziny, a także wielu innych Ceremonii, dzieje się tu, oj dzieje. Mogłabym nawet powiedzieć, że dzięki tej kwarantannie mam od życia sto razy więcej!

I Love my life! Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!!

Trzeci domek jest mój. Tymczasowo, bo przez kwarantannę od kwietnia nie mamy żadnych gości. Normalnie mamy z Megan swoje pokoje, ale teraz możemy zajmować domki dla gości. Piękne domki, dobrze umeblowane z wygodnymi łóżkami z baldachimami i hamakiem z widokiem na jezioro.

Najlepsze są łazienki. Każdy z moich, czasem trzech dziennie, pryszniców jest najlepszym prysznicem mojego życia, kiedy mogę patrzeć przez olbrzymie okno z gęstej siateczki na całe to życie dzikich zwierząt dookoła, bo w dzień widoków nie brakuje, w dzień nie medytuję, bo ciągle coś przechodzi, albo przelatuje obok.

Podprysznicowa szklarnia. Moje Dzieci.

Domek jest na podwyższeniu, a pod domkiem? Tam jest istne miasto! Tyle stworzeń! Niektóre trudno wypatrzyć, tak świetnie się kamuflują z otoczeniem, wyglądając jak liście! Za to jaszczurek trudno nie zauważyć, bo w odróżnieniu od tych niewielkich, które mam w domku, te przed domkiem mają nawet metr długości! I w dzień wychodzą na Słońce, a ja mogę się im przyglądać, czy to z hamaka, czy spod prysznica. Cudowne to życie!

No i ptaki. Chciałabym je opisać wszystkie, ale nie sposób. Chyba tylko tukana i kolibry potrafię nazwać. I papugi, i czaple. I dzięciołki. Reszta to same nowości. Najbardziej zachwyciły mnie gatunki wodne. Czasami pływamy łódka po jeziorze, nie wsadzając rąk czy nóg do wody, bo jest pełna piranii, i raz udało się namówić naszego sternika, żeby podpłynął pod same zarośla na skraju jeziora. Widoki były niesamowite! Te ptaki są przedziwne! Mają stopy dłuższe niż tułów! I palce tak rozczapierzone, że swobodnie chodzą po rzęsie wodnej, wygląda to tak, jakby chodziły po wodzie! Nie mogłam się nacieszyć tym widokiem!

No i ryby, piękne są, niektóre wyglądają jak z rodziny krokodyli, albo smoków. Kiedyś długo tam przesiadywałam, gapiąc się w wodę i czekając co podpłynie, ale od kiedy kolejny raz doszły mnie słuchy o krokodylu na naszym molo, to jakoś rzadziej mnie tam ciągnie. Chociaż z drugiej strony, zdarzało mi się tam leżeć, dopóki żar słońca, albo komary po zmroku mnie nie przegoniły i krokodyla nie było. A i jeszcze kajmany, też mamy. Jest tu taki zwierzyniec, jakiego jeszcze nigdy nie widziałam. Dodatkowo, większość z gatunków jest dla mnie totalną nowością.

A to co tu robią mrówki, to materiał na osobną historię. O mrówkach zabójcach. Jeśli spędzisz dzień w Amazonii to wiesz, ze z mrówkami nie ma żartów.

I co jeszcze? To chyba jasne, że pająki. Też te, które kiedyś oglądałam tylko przez szybkę. Teraz też mieszkamy w jednym domku, z tą różnicą, że tu nie ma żadnych szybek. To co na zewnątrz, to i wewnątrz, stąd też unikam świeczki, a latarki używam tylko jak wychodzę.

W środku żyję w mroku. Bo rzadko jest totalna ciemność. Świecą gwiazdy, w zależności od fazy, świeci Księżyc. Do dwudziestej pierwszej świeci codziennie Wenus w środku mojego gwiazdozbioru Byka – aż brak słów, żeby opisać wszystko co mogę codziennie oglądać nie ruszając się z tego olbrzymiego hamaka. Wdzięczność. Wdzięczność. Wdzięczność za wszystko co mnie spotyka. Wdzięczność, że robię to co kocham. Wdzięczność, że mam to, co chcę. Dziękuję.

1Czyli Krokodylem. Kultowe logo Lacoste z krokodylem, które marka zmieniła w 2018r. na gatunki wymierających zwierząt.

2 thoughts on “ Jestem nokturnem. ”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *